fot. Marianna Patkowska
Tradycyjna kuchnia podhalańska nie oferuje zbyt dużego wachlarza możliwości, jeśli idzie o zupy. Najsłynniejszą jest oczywiście kwaśnica, a po niej – bardziej kojarzona z kuchnią słowacką – czosnianka. Barszczu czerwonego zabielanego, w przeciwieństwie do każdej góralskiej gospodyni, nie zna żaden ceper (i nie jest podawana w restauracjach), a co do pochodzenia góralskiego barszczu na sałacie z wędzonką zabielanego zsiadłym mlekiem nie mam stuprocentowej pewności; odtworzyłam go, znając jego smak z jednej fantastycznej zakopiańskiej karczmy. Z tej niewielkiej liczby góralskich zup na wspomnienie zasługuje na pewno zupa bryndzowa. Jej delikatny, słodkawy i intensywny smak jest wyjątkowy i bardzo unikalny. Ponieważ raczej nie zdarza mi się korzystać z przepisów (wolę rolę twórcy niż odtwórcy), poszłam jak zwykle na żywioł, ale udało mi się znaleźć rzeczywiście to, czego szukałam!
Będąc na Podhalu, oczywiście najlepiej kupić oryginalną bryndzę w bacówce, ale i tak radzę połączyć ją z dwiema, które podałam w spisie składników. Nie mam natomiast niestety pomysłu, gdzie w pozostałych częściach Polski dostać korbacze.
SKŁADNIKI:
– pół paczki mrożonej włoszczyzny (lub pół tacki świeżej)
– 200 g suszonej włoszczyzny
– średnia cebula w łupince
– ziele angielskie
– liść laurowy
– garść świeżego lubczyku
– garść świeżej natki pietruszki
– szczypta suszonego lubczyku
– 2 opakowania Bryndzy Zakopiańskiej
– 2 opakowania Bryndzy Podkarpackiej
– ok. 400 g zsiadłego mleka
– trochę mleka
– trochę zagęszczonego niesłodzonego mleczka do kawy
– 2-3 bulionetki/kostki warzywne (najlepiej domowe)
– sos sojowy
– kilka kropli cytryny
– starta skórka z ćwiartki cytryny
– sól himalajska
– pieprz
– korbacz biały (niewędzony)
– świeże liście bazylii
PRZYGOTOWANIE:
Włoszczyznę mrożoną i suszoną z podpaloną wcześniej nad ogniem cebulą, zielem angielskim, liściem laurowym, suszonym i świeżym lubczykiem i pietruszką gotować na małym ogniu ok. 30 minut. W międzyczasie zmiksować bryndze ze zsiadłym i zwykłym mlekiem oraz mleczkiem do kawy, dodając do nich odrobinę wywaru z warzyw. Połączyć bryndzową masę z resztą zupy, wyjmując z niej uprzednio cebulę i nie miksując ugotowanych warzyw. Dodać bulionetki, sos sojowy, kilka kropli soku z cytryny oraz skórkę cytrynową, ewentualnie odrobinę soli do smaku i pieprz. Przed samym podaniem pokroić korbacza na drobne, przypominające mały makaron części i położyć je bezpośrednio na talerz. Podawać zupę z liściem bazylii.
Jeśli zupa okaże się zbyt intensywna, dobrze rozwodnić ją mlekiem.
P.S. Nad dzisiejszym deserem zastanawiałam się długo. Jestem wychowana na folklorze Skalnego Podhala i kocham tę w gruncie rzeczy trudną i niesamowicie surową muzykę całym sercem, ale wiem też, że bardzo dziś trudno ją usłyszeć w czystej postaci (najczęściej na ślubach i pogrzebach, ale ciężko przecież – zwłaszcza na te drugie – wyczekiwać). W internecie jest jeszcze trudniej o nagrania, które mogłyby nie zniechęcić. Do mieszania muzycznych stylów (zwłaszcza tak bezkompromisowych, jak podhalański folklor) mam stosunek dosyć sceptyczny, bo potrzeba do niego ogromnej wrażliwości i wyczucia. Tych na szczęście nie brak fantastycznemu muzykowi i ostoi podhalańskiej inteligencji, Krzysztofowi Trebuni-Tutce. Poniższa piosenka nagrana z jamajskim zespołem Twinkle Brothers ma już ponad ćwierć wieku, a nadal brzmi niesamowicie świeżo.
Mięsożercom polecam swoją jednopalnikową blogową kategorię “SPOD SAMIUŚKICH TATER”, w której podaję wyłącznie podhalańskie przepisy 😉
https://jednopalnikowa.wordpress.com/category/11-spod-samiuskich-tater/
LikeLiked by 2 people